Czy można samem zrobić wyspę kuchenną? No jasne! Oczywiście jakość i rozmach będzie zależał od umiejętności majsterkowicza, ale mnie udało się na tyle, że już ponad rok korzystam z dobrodziejstw tego fenomenalnego mebla!
Mawia się, że życie domowe toczy się w kuchni. Równie popularna opinia głosi, że w kuchni także zbierają się zawsze wszyscy goście. Jeśli dodamy do tego całkiem prawdziwe stwierdzenie, że stół jest najważniejszym meblem w domu i wymikusujemy te wszystkie prawdy życiowe, otrzymamy w efekcie wyspę kuchenną!
Wyspa kuchenna – mebel, który swój rozkwit przeżywa dzięki ogromnej popularności open space, czyli po polsku otwartej przestrzeni łączącej kuchnię z pokojem dziennym. Aneks kuchenny wyposażony w wyspę to idealne rozwiązanie, aby bez ścian oddzielić strefę gotowania od strefy jedzenia i wypoczynku.
Kolejną, nieocenioną zaletą wyspy kuchennej jest zwiększenie powierzchni blatu roboczego. Gdybym miała ograniczyć się jedynie do tego blatu, który mam do dyspozycji w zabudowie kuchennej, musiałabym codziennie staczać boje kulinarne na zawrotnej powierzchni 0,36 m2, bo tylko tyle wynosi iloczyn 60 cm szerokości jednej szafki, w której ukrytą mam zmywarkę i głębokości blatu, ponieważ resztę zajmuje kuchnia elektryczna i zlew. Koniec dolnej zabudowy kuchennej.
Dobrze, miałam napisać, jak zrobić samemu wyspę kuchenną. O, to dziecinnie łatwe, Watsonie! Potrzebnych będzie kilka stojących szafek kuchennych. U mnie są trzy: 60+60+30 cm. Kosztowały mnie niewiele, ponieważ odkupiłam je od ludzi, którzy remontowali kuchnię, o czym pisałam TUTAJ. Same skrzynie są stosunkowo niewysokie, więc ustawiłam je na wysokich nóżkach CAPITA 16 cm z IKEA. W ten sposób otrzymałam niską wyspę, dostosowaną do najniższych hokerów (60 cm). Nie bez powodu wybrałam taką wysokość – jestem niska i wyspa o większej wysokości byłaby dla mnie po prostu niewygodna do pracy. Ta jest optymalna!
Co dalej? Kolejnym etapem był blat, na który nie było mnie stać. Nie zdecydowałam się na żadne resztki blatów. Po prostu wzięłam coś, co wydało mi się całkiem przyjemne, a stało na dziale wyprzedaży i przecen w IKEA. Ten blat nie jest typowym, masywnym, kuchennym blatem, ale ponieważ i tak nie tłukę schabowych, daje radę już dwa lata. Nie stawiam na nim nic gorącego, ale wszelkie prace z warzywami i inną żywnością znosi dzielnie, jest właściwie… jak nowy. Blat ma długość 185 cm i szerokość 64 cm, co oznacza, że jest trochę za długi i trochę za wąski, ale nie narzekam. Jest przecież tylko na chwilę (której końca nie zna nikt).
Z zestawionymi trzema szafkami i tymczasowym blatem było mi całkiem wygodnie, ale dość nieładnie, ponieważ z tyłu cała konstrukcja wyglądała tak:

Największą uciążliwością tej sytuacji była ciągła konieczność takiego kadrowania zdjęć z kuchni, żeby te wyjące plecy nie wyszły na światło internetu. Po paru miesiącach dojrzałam do tego, żeby ten dramat zamaskować i nadać wyspie godziwej prezencji.


W tym celu kupiłam dociętą na wymiar sklejkę o grubości 1 cm oraz parę listewek o szerokości 4,5 cm i grubości 1 cm. Płytę dokręciłam wkrętami do konstrukcji szafek. Listewki przykleiłam na klej i zabezpieczyłam dodatkowo gwoździkami, tworząc na strukturze z tyłu i na bokach ramiaki, nawiązujące do frontów Savedal.

Szczeliny i niedoskonałości zaszpachlowałam akrylem, który po wyschnięciu przetarłam bardzo drobnym papierem ściernym. Dlaczego zostawiłam na widoku fragment listewki z wklęśnięciem po sęku – nie pytajcie mnie! Chyba z przekory, bo na pewno nie przez zagapienie. Przysięgam! Stwierdziłam, że tak będzie fajniej, bo przecież i tak nie uzyskam poziomu stolarskiej wirtuozerii.

Tył i boki pomalowałam białą farbą Tikkurila, używając do tego wałka z gąbki. I chociaż wyspa jest cały czas prowizoryczna i tymczasowa, to nabrała przyjemnego wyglądu, który dużo łatwiej jest mi znieść w oczekiwaniu czegoś bardziej spektakularnego.


Trochę sobie żartuję. Jest fajna, lubię ją i w odróżnieniu od innych moich tymczasowych rozwiązań, nie drażni mnie.

Kropką nad i stały się drewniane hokery. Szukałam czegoś, co formą nie przytłoczy niewielkiego jednak metrażu. Istotnym czynnikiem była cena, a jednocześnie chciałam, żeby krzesełka były wykonane z porządnego materiału. Znalazłam je na Allegro, po 85 zł za sztukę, z bukowego drewna wybarwionego na naturalny dąb. Pomijając fakt, że pierwotnie przyszły krzywe i rozchybotane jak boja przy brzegu, ale na szczęście zostały poprawione, spisują się świetnie.
Długo zwlekałam z tym wpisem, bo ambitnie chciałam jeszcze zabudować cokół. W końcu uznałam, że tego nie zrobię, bo koty lubią się chować pod wyspą, a ja tego cokołu i tak nie zrobię na tyle super, żeby zasadniczo podnieść jakość tej prowizorki.
Strasznie się rozpisałam, ale tak jakoś wyszło…




Zdjęcia oznaczone moim logo zostały wykonane przeze mnie i wraz z publikowanymi przeze mnie tekstami są chronione prawami autorskimi.
– Jest mi miło, że czytasz mojego bloga.
Zaproś swoich znajomych, lubię gości! –