Nie udało się, nie zdążyłam z licytacją. Taka gratka przeszła mi koło nosa, a już się cieszyłam, że będę miała klimatycznie i stylowo, że w moim domu zagości lato przez 365 dni w tygodniu, że zrobi się u mnie bardziej coastal… Pytacie, za czym płaczę?
Od paru tygodni zastanawiam się, kto mi sprzątnął sprzed nosa na aukcji peacock chair. Czy jest na sali ten szczęśliwiec? Ciekawe, gdzie go postawił i jak zaaranżował…
Miejscem idealnym byłaby oranżeria, weranda lub mocno oświetlony, przestronny kąt wypoczynkowy. Albo sypialnia… Tam też prezentowałby się wspaniale. Z rzuconym jakby od niechcenia pledem.
Sentymentalny klasyk o zapachu czasów dzieci-kwiatów! A jednocześnie tak bardzo bardzo w stylu coastal! Tak sobie myślę… czy ci, którzy mogą przebierać do woli w kształtach, a zwłaszcza w fantazyjnych rysunkach tworzonych przez sploty oparcia, są bardziej szczęśliwcami czy raczej godnymi współczucia ludźmi, uginającymi się pod ciężarem trudnego wyboru? Bo powiedzcie sami, jak wybrać najładniejsze oparcie, gdy ma się do dyspozycji taką różnorodność?! Co innego, gdy fotel pojawi się na portalu aukcyjnym, niczym biały kruk, przypadek, zaskoczenie. Co tam wtedy sploty i fantazje! Liczy się w ogóle gatunek jako taki – krzesło-paw, koronkowy fotel z wikliny!
Peacock Chair
Jako klasyk, przedmiot wręcz kultowy, inspiruje i doczekał się wariacji. Zacznę od oszałamiająco pięknej wersji metalowej… Uwaga, miłośnicy koloru mint, weźcie głęboki oddech!
A może, skoro nie znacie szczęśliwego zwycięzcy licytacji, może wiecie, czy ktoś produkuje wiklinowe pawie tu, na starym kontynencie, a najlepiej w kraju nad Wisłą?
Gdybym miała duży dom, bardzo duży dom, z ogromną oranżerią, miałabym w nim kolekcję… wyplatanych foteli. Na pewno. Bo nie potrafiłabym wybrać jednego, który podobałby mi się najbardziej ze wszystkich.
Źródło zdjęć: Pinterest
– Jest mi miło, że czytasz mojego bloga.
Zaproś swoich znajomych, lubię gości! –