Złote dodatki, rama wokół okna, dużo bieli i reflektorki nad zlewem… Po pół roku mogę stwierdzić, że moja kuchnia w nowej odsłonie, kuchnia z amerykańskich snów jest gotowa. Chociaż nie… jeszcze parę rzeczy chciałabym zmienić. Bo ja oczywiście, lubię gonić króliczka! Przyszła jednak pora na podsumowanie.
W założeniu miała być gotowa dużo wcześniej. Największy poślizg był spowodowany ramą, którą ochotnicy robili tak zawzięcie przez dwa miesiące, że w końcu przestali odbierać telefony, a na koniec się na mnie obrazili (znacie ten scenariusz?). Postanowiłam zwrócić się do firmy, która robiła mi meble kuchenne. Jednocześnie wyrzucałam sobie, że uległam namowom i nie zwróciłam się od razu do sprawdzonej ekipy.
To jedni z nielicznych wykonawców, którzy wykonali w moim domu dobrze swoją pracę i, co nie mniej ważne, terminowo. To firma “PPHU-Kwaśniewski” Maciej Kwaśniewski z Piaseczna. Moje kuchenne meble wykonywali dla mnie w dwóch etapach, za każdym razem z taką samą sumiennością. Znowu naszło mnie na wspominki.
Na meble kuchenne z prawdziwego zdarzenia musiałam długo czekać. Przez kilka lat od przeprowadzki moja kuchnia była wyposażona w stary kredens, zmywarkę, rozwalającą się szafkę pod zlew i najprostszą szafkę z IKEA, na której była oparta ceramiczna kuchnia. Żadnych Blumów, żadnych cargo. Zamiast tego fronty oklejone folią samoprzylepną z marketu budowlanego i na osłodę glazura w stylu peerelowskiej masarni, co zawdzięczam sobie samej. Nie mam zdjęć z zamierzchłej przeszłości. Nie umiem uwieczniać widoków, które mnie dołują. Jedyne stare zdjęcie, jakie udało mi się wygrzebać z komputerowego archiwum, i tak przedstawia radośniejszą stronę życia, w imię zasady: “Always look on the bright side of life”.

Always look on the bright side of life
Pojawienie się prawdziwych mebli w mojej kuchni było wielkim wydarzeniem. Na pewno znacie to uczucie, gdy na zakończenie dnia sprzątacie wszystko z blatów, myjecie je na błysk i w ciszy kontemplujecie kilka metrów wyśnionej zabudowy. Tego się nie zapomina! Nareszcie gładko chodzące szuflady, miejsce na wszystkie sprzęty, na szkło…
Naturalnie kilkuletnie oczekiwanie nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy na świecie, ale ma jeden zdecydowany atut: po takim czasie spędzonym we własnych czterech kątach wiadomo na pewno, co jest potrzebne i w którym miejscu.
Zamawiając meble kuchenne wiedziałam, że stary kredens sprawdził się całkiem nieźle w roli bufetu i że nowa zabudowa mogłaby być jego udoskonaloną wersją. Stąd centralnym meblem w kuchni jest bufet z wysoką przeszkloną nadstawką, płytszą niż standardowe wiszące szafki kuchenne, ponieważ jej głębokość wynosi nie 40, a zaledwie 30 cm! Skąd taka decyzja? Jedną z rzeczy, której naprawdę nie znoszę, jest sięganie na palcach do górnych szafek, ręką tak mocno wyciągniętą do góry, że aż trzeba odchylić w bok głowę. Wiem, są drabinki, schodki i inne udogodnienia, ale wystarczy również obniżyć wysokość szafek górnych, a także zredukować ich głębokość, by zwiększyć sobie znacznie pole manewru. Zwłaszcza gdy ma się zaledwie sto pięćdziesiąt parę centymetrów wzrostu. Po kilku latach użytkowania nie zmieniłabym żadnego wymiaru, ani 30 cm głębokości, ani 30 cm odległości górnych szafek od blatu bufetu. Mam kuchnię zwymiarowaną na moje potrzeby! Skorygowałam zasady ergonomii o współczynnik własnych oczekiwań.
Gabaryty są idealne, nie oznacza to jednak, że nie można podciągnąć estetyki. Zwłaszcza gdy jest się ogarniętym amerykańskim snem. Z takiego stanu rozpoczęłam jego realizację.

Z takiego etapu wystartował mój american dream.
- za dużo brzydkiej glazury
- wylatujące z tulejek uchwyty z IKEA (otwierasz szufladę, a gałka zostaje ci w ręce)
- za mało bieli
- brak słodkich dodatków
- pragnienie złota
Po pół roku drobnych zmian mój majaczący american dream nabrał delikatnych konturów.

Ozłocona, wybielona, z błękitnymi akcentami.
Kilka razy zarzucono mi, że zdjęcia mojej kuchni są beznadziejnie wykadrowane i praktycznie nic na nich nie widać. Otóż, chcąc uchwycić całe pomieszczenie musiałabym pstrykać fotkę z sąsiedniego pokoju, wyburzywszy wcześniej ściany działowe… No, nie da się! Nie da się za nic zrobić szerokiego kadru w mojej kuchni. Dlatego po raz kolejny zostawiam was z wąskimi kadrami mojego złotka i mojej pięknej nowej ramy, którą “PPHU-Kwaśniewski” Maciej Kwaśniewski (Piaseczno, adres mailowy kwasniewski(at)indeco.pl) wykonali w ciągu 10 dni idealnie tak, jak chciałam! Tak wygląda moja kuchnia z amerykańskich snów (chociaż już śnią mi się nowe rzeczy, jak chociażby biały blat z kamienia, więc wiecie, że… to be continued…

Moje wymarzone amerykańskie okno w kuchni.

Widok na prawo.

Widok na lewo.

Widok do góry.

Złote akcenty i słońce z Sardynii.

Reflektorki na koronie okna nie wyglądają źle, prawda?

Złoto, biel i błękit. Lubię to!

Kinkiety z Chin kupione na ebay, plafon sprowadzony na zamówienie przez Mint Grey i mosiężne uchwyty z wszystkieuchwyty.pl
W METAMORFOZIE UDZIAŁ WZIĘLI
Meble kuchenne i rama okienna – “PPHU-Kwaśniewski” Maciej Kwaśniewski
Złote gałki i uchwyty – wszystkieuchwyty.pl
Plafon ze złotymi obręczami – Mint Grey
Złote kinkiety – ebay.pl
Biało-niebieskie tekstylia – Zara Home
Farba do ścian “Białe żagle” – Dulux
Złoty zegar, durszlak i dyspenser do cukru pudru – Platforma zakupowa
Porcelana – targi staroci
Zdjęcia oznaczone moim logo zostały wykonane przeze mnie i wraz z publikowanymi przeze mnie tekstami są chronione prawami autorskimi.
– Jest mi miło, że czytasz mojego bloga.
Zaproś swoich znajomych, lubię gości! –