Kolacja z przyjacielem

Wakacje to czas spotkań, wyczekanych, do których z niecierpliwością odlicza się kolejne dni, ale także zupełnie zaskakujących. Oczywiście najintensywniej okres ten wypełniony jest poznawaniem nowych ludzi, ale największą dozę emocji kryją w sobie spotkania ze starymi przyjaciółmi, kiedy wakacyjna podróż zmienia się w podróż sentymentalną, kiedy my sami lub nasi przyjaciele, postanawiamy wrócić do przeszłości, w której było nam dobrze, lub o której pamiętamy tylko to, co dobre.

Są osoby, do których tęsknimy, może niezbyt intensywnie, ale od czasu do czasu, zastanawiamy się, co porabiają ludzie, z którymi kiedyś łączyliśmy czas, pracę, problemy, śmiech. Mieć przyjaciela wcale nie musi oznaczać spotykać się z nim regularnie. Mówi się, że trzeba dbać o relacje, ale życie potwierdza, że nie liczy się ilość, lecz jakość. Więc są przyjaciele, z którymi dane jest nam się spotkać dwa razy w roku, raz na rok, a nawet zupełnie niespodziewanie, po kilkunastu latach niewidzenia. O tym, że spotkaliśmy przyjaciela, mówi nam nasze serce i lekkość, z jaką siada się przy wspólnym stole i pomimo ogromnej ilości wody, która przepłynęła rzekami od ostatniego spotkania, rozmawiamy z nim tak, jakby dalekie wczoraj miało zdolność czarodziejskiego kurczenia swojego wymiaru.

Wbrew porażkom, niemiłym niespodziankom… ludzie są najwspanialszą inwestycją. Warto dbać o to, żeby nasze dzisiejsze relacje były dobre i czyste. Po to, żeby za lat wiele, można było z uśmiechem, wspólnie spojrzeć w przeszłość. Choćby nawet kolejne pożegnanie oznaczało rozłąkę na następnych wiele lat.

* * *

Kolacja z przyjacielem

kolacja z przyjacielem

kolacja z przyjacielem

kolacja z przyjacielem

kolacja z przyjacielem

 * * *

Tegoroczne wakacje przyniosły mi trzy takie spotkania z ludźmi i dwa z miejscami. Czuję się wspaniale. Parę dni temu usiedliśmy do wspólnej kolacji z moją przyjaciółką. Przygotowałam lekkie menu – grilowane plasterki polędwiczki wieprzowej w zaprawie z oliwy, czosnku i zielonego oregano i sałatkę z nektarynki i mozzarelli. Przyznam wam, że w przypadku sałatki padło pytanie: “Kto jeszcze chce dokładkę”, lecz wymawiane z drżącą myślą “Oby nikt, to będzie więcej dla mnie”. Oto przepis:

2 nektarynki

2 główki mozzarelli

1 szalotka

listki czerwonej i zielonej bazylii

6 łyżek stołowych białego octu balsamicznego

1 łyżeczka cukru trzcinowego

2 łyżki oliwy

sól do smaku

świeżo rozgnieciony zielony pieprz

Szalotkę drobno pokroić w plasterki, zalać octem balsamicznym, dodać łyżeczkę cukru, sól i pieprz, odstawić na ok. 15 min do lodówki, żeby cebulka skruszała i całość nabrała aromatu. Na koniec zmieszać z oliwą.

Dno płaskiego naczynia polać trzema łyżkami przygotowanej wcześniej zaprawy. Ułożyć na tym cienkie plasterki nektaryny i mozzarelli. Ozdobić bazylią i zalać resztą zaprawy. Uwierzcie mi, przepyszne!


– Jest mi miło, że czytasz mojego bloga.

Zaproś swoich znajomych, lubię gości! –