Za siedmioma górami, za siedmioma lasami, śnieżną zimową porą rozstawiano w Trydencie jarmarki bożonarodzeniowe. Świat wypełniał zapach grzanego wina i wędzonych wędlin oraz gwar rozmów i świątecznych melodii. Nikt się nie dziwił, że w tym niezwykłym miejscu figura Świętego Mikołaja stała obok palmy na tle skalistych Dolomitów.
Od kilku ładnych lat dane mi było pisać o Trydencie (a właściwie przekładać na polski informacje i ciekawostki o tym regionie). Obcując z tymi tekstami starałam się budować słowem atmosferę tego miejsca i – chcąc nie chcąc – sama oddawałam się jego urokowi, choć… nigdy go nie widziałam. Aż do zeszłego tygodnia.
Najpierw, bardzo wczesnym rankiem, czy może raczej: jeszcze ciemną nocą, udałam się na lotnisko, by wylecieć… do Brukseli, skład miałam połączenie do Wenecji, deszczowej, chciałoby się powiedzieć: jak zwykle. I choć spodziewałam się w górach grubej pokrywy śnieżnej, to strugi deszczu towarzyszyły mi przez całą drogę, w czasie transferu do Bolzano, i nie ustawały nawet przez kolejny dzień. Mimo że mój pobyt w Dolomitach nie był bynajmniej związany z czasem wolnym, a z pracą, którą zresztą bardzo lubię, udało mi się spełnić jedno z moich małych marzeń czy może raczej: zaspokoić moją ciekawość, a mianowicie, poczułam atmosferę słynnych jarmarków bożonarodzeniowych!
Zobaczyłam Włochy mocno różniące się od tych, o których wam już tu pisałam, i od tych, które kocham najbardziej – przesiąkniętych słonym morskim powietrzem, skąpanych w słońcu, pachnących owocami ziemi i morza. Tu horyzont nie roztacza się tak bezkreśnie, jak na wybrzeżu. Zamykają go ciemnymi plamami piętrzące się ku górze skaliste zbocza gór.
W tych dniach słońce udało mi się zobaczyć tylko ponad chmurami, gdy siedziałam w samolocie. Poznałam fragment Półwyspu Apenińskiego przesiąknięty tradycjami i ludowym kolorytem, gdzie jednocześnie nowoczesność śmiało ukazuje swoje niezwykle gustowne oblicze. Zanim odkryję przed wami atmosferę straganów wypełnionych świątecznymi prezentami i żywnością, dajcie się jeszcze zaprosić na szybki spacer po ultra nowoczesnym kompleksie, w którym miałam przyjemność spędzić jedną dobę.

Kontrasty: stare – nowe – natura – architektura
To konstrukcja ze szkła i stali, wsparta na świerkowych filarach. Korzystając z paru wolnych chwil przechadzałam się po tym kompleksie, tak różnym od otaczające go surowej natury i z każdym krokiem odnosiłam coraz mocniejsze wrażenie, że jest ono jednak wariacją na temat otaczającej go przyrody. Poczułam się jak w symbolicznym lesie – pionowe belki w konstrukcjach budynków były jak pnie drzew, zielone tafle szkła, jak ich korony, a metalowe elementy zaczęły do złudzenia przypominać ostre grzbiety górskie. Alejki wytyczone między budynkami przecinały czyste koryta, którymi płynęła woda, zupełnie jak w alpejskich strumieniach. Brakowało mi tylko bardzo błękitu!

Jak górski strumień
Wygląda na to, że złudzenie, jakiemu dałam się ponieść, było w pełni prawidłowe. Kompleks nosi nazwę “Le Albere”, co oznacza “topole”. Tworzy go 18 budynków mieszczących mieszkania prywatne, lokale handlowe, oraz jedno z najsłynniejszych muzeów na tym terenie – Muzeum Nauki MUSE. Całość została wzniesiona na terenie dawnej fabryki opon Michelin. Autorem tego imponującego projektu, będącego afirmacją idei ekologii, jest włoski architekt Renzo Piano, współtwórca paryskiego Centre Georges Pompidou. Polecam wam lekturę jego strony internetowej.

Trydent – miasto soborów i jarmarków bożonarodzeniowych
Obok tej na wskroś nowoczesnej architektury, jak na Włochy przystało, tętnią życiem, wypełnione po brzegi turystami, wąskie uliczki starego miasta, goszczące jarmarki bożonarodzeniowe. Nie można zapomnieć, że Trydent, za sprawą dwóch soborów, to miasto na zawsze wpisane w historię kościoła.
Przyciągające klientów stragany są ustawiane na Piazza Fiera i na Piazza Cesare Battisti, a uliczki łączące te dwa miejsca wypełnia świąteczna atmosfera, wykreowana między innymi bogatymi świątecznymi ozdobami. Drewniane kramy oferują przede wszystkim produkty lokalne – wędliny, słodycze oraz pamiątki wykonywane przez tutejszych rzemieślników (nie brakuje jednak ogólnie dostępnych gadżetów o… nazwijmy to: azjatyckich korzeniach).
Pomiędzy straganami ustawione są stoły, przy których tłoczą się miłośnicy tutejszych specjałów. Jest gwarno i wesoło.

Bożonarodzeniowe stragany na Piazza Fiera

Święty Mikołaj na tle jesiennych drzew, obok palma, a w głębi Dolomity – serce narciarskiego szaleństwa. Cudowna mieszanka!

Dla tej atmosfery przybywają tu turyści z całego świata
24 listopada na Piazza Walther w Bolzano miała miejsce inauguracja tegorocznych jarmarków bożonarodzeniowych i one właśnie są jednymi z najbardziej znanych i najchętniej odwiedzanych we Włoszech. Trafiłam tam parę godzin później. Wydarzenie ożywia całe miasteczko. Tłumy wokół lokali gastronomicznych były tak duże, że chwilami trudno było się przecisnąć. Niesamowite – chwilę przed początkiem zimy, po zmierzchu, przy świetle lamp, ludzie ze szklanką Vin Brulè w dłoni wypełniali każdy centymetr kwadratowy przy stołach wystawionych na zewnątrz, zupełnie jak latem w nadmorskich kurortach.

Jarmarki bożonarodzeniowe w Bolzano – wieczór inauguracyjny

Bolzano – Piazza Walther

Drzewko oliwne przybrane bożonarodzeniowymi ozdobami – uwielbiam!
Atmosfera Świąt zagęszcza się! Czujecie ją?
Zdjęcia oznaczone moim logo zostały wykonane przeze mnie i wraz z publikowanymi przeze mnie tekstami są chronione prawami autorskimi.
– Jest mi miło, że czytasz mojego bloga.
Zaproś swoich znajomych, lubię gości! –