Przebyć niemal 2000 km w tęsknocie za ciepłem po to, by stać się świadkiem “maltempo”, czyli załamania pogody… Ech! W górach śnieg, nieco niżej powodzie i osuwiska błota. Pierwszy dzień w strugach nieustającego deszczu. A jednak, niczym Pan Michał, mówię sobie: “Nic to!”
Wrażeń nie brakuje. Pierwszego dnia nie mogę wyjść z domu, bo wielkie szklane drzwi nie dają się otworzyć. Okna budynku przylegającego do skarpy wychodzą na zamknięte tarasy mające formę ślepej studni. To oznacza, że nawet jeśli wyskoczę przez okno, mam przed sobą dwumetrową ścianę. Wbrew moim obawom daję radę wspiąć po jednej z nich, chwytam się barierek i udaje mi się wyjść do ogrodu. Biegnę po zakupy. Biegnę po kawę! Po drodze mijam sprzedawcę ryb. Jeszcze tej nocy pływały w Adriatyku.
Idąc stromą uliczką w górę, przemoczona do suchej nitki, czuję się, jakbym po prostu wróciła do domu. Choć nie było mnie tutaj… 18 lat. Mokrusieńka, nie marznę. Jest ciepło. Słodki deszcz zmywa unoszący się w powietrzu smak soli.
Pierwszy słoneczny dzień spędzam na pustej niemal plaży, ale zarządca prowadzi mnie skrupulatnie do parasola nr 517 – to jest moje miejsce. Za kompanów mam parę setek pustych leżaków. Jest pięknie.
W taki dzień dla ochłody warto zjeść pastę ze świeżymi pomidorami i mozzarellą.
Kupuję:
- opakowanie mozzarelli
- opakowanie pomidorków koktajlowych
- bazylię
- czosnek
- oliwę
Przed wyjściem na plażę zalewam oliwą umyte listki bazylii i rozkrojony ząbek czosnku. Tak przygotowaną zaprawę wstawiam do lodówki.
Po powrocie kroję na połówki pomidorki i kuleczki bazylii. Dodaję do oliwy. Do wrzątku wrzucam makaron muszelki. Łączę ugotowaną pastę z sosem. Dom wypełnia się zapachami.
From Italy with love
Post scriptum
Kończę tego posta w środę wieczorem. Wróciłam z doskonałej kolacji, pogoda zaczyna się nareszcie stabilizować. Hałaśliwi sąsiedzi wyszli gdzieś na późny spacer i mogłoby się wydawać, że po raz pierwszy nie będą mi doskwierać ich nocne, zbyt głośne dywagacje. Niestety… W domu zostawili pieska, który skamle za nimi z tęsknoty. Wbita w kąt jadalni w poszukiwaniu mizernego zasięgu wczytuję kolejne zdjęcia. Buona notte!