Coming out, czyli wyhodowany potwór

Co powiecie na coming out? Kto z was ma ochotę wyjść z szafy? Zastanawiałam się, czy kontynuować temat, ale wasze komentarze tu, na Facebooku i na Instagramie przekonały mnie, że powinnam.

Od momentu opublikowania wpisu o pledzie Hermèsa ta myśl nie daje mi spokoju. Źle się stało, że każdy potencjalnie ma dostęp do wszystkiego. Stało się jeszcze gorzej, że producenci pretendujący niegdyś do elit designu i jakości pazernie oddali się w ręce nuworyszy. I mają za swoje! Bo teraz ci, którzy powinni cieszyć się pięknem dopieszczonych przedmiotów, wstydzą się ich krzykliwości, a ponieważ odróżnianie się jest rzeczą słuszną, by zachować swą inność, ci, którzy początkowo paradowali z kuframi podróżnymi sygnowanymi LV, dzisiaj robić tego nie chcą, by nie być kojarzonym z… małpą w kąpieli. Proces zrozumiały, prawidłowy, a jednak… szkoda. Mnie, sentymentalnej, szkoda że piękne monogramy stały się synonimem kiczu i wstydliwie ucieka od nich ten, komu jarmarczność nie w smak. Jako osoba sentymentalna będę się zawsze bardziej odwoływać do genezy logo niż jego obecnego karykaturalnego statusu.

Nie chcę tym postem wymóc na was zmiany zdania, absolutnie nie chcę, abyście odebrali to, co napiszę, jako nakaz pokochania logo, różowego koloru, złota i innych kontrowersyjnych motywów. Chcę się wypowiedzieć po prostu na temat, który mnie frapuje.

Czy negując przedmioty z logo odcinamy się od rzeczy zbyt łatwo rozpoznawalnych, ostentacyjnie świadczących o naszym statusie finansowym? Jeżeli tak, jaka więc jest różnica między przedmiotem z logo a kultowym meblem, który rozpoznajemy na pierwszy rzut oka, umiemy nazwać jego projektanta i wyobrazić sobie przybliżoną cenę? Mówiąc konkretnie: czym różni się umieszczenie w mieszkaniu pledu z logo producenta od wstawienia do salonu… choćby ghosta lub Eames Lounge Chair? Dla mnie oba przypadki są ukłonem w stronę świetnego wzornictwa, nic więc dziwnego, że łatwo rozpoznawalnego. A jednak, pojawił się pewnego rodzaju przymus, by logo i metek pozbywać się, usuwać je, wycinać. Czy więc powinno się również przykryć narzutą Lounge Chair?

Nie macie wrażenia, że ogólnie, jako naród, panicznie boimy się potwora, którego wyhodowaliśmy w sobie, bojąc się tandety i pretensjonalności, wolimy uciec w bezpieczną neutralność i minimalizm, gdzie nie będziemy z niczym kojarzeni, o nic posądzeni i nie będziemy oceniani, bo szare myszki nie są wdzięcznym przedmiotem krytyki?

Oczywiście jest kwestia gustu, który jako jedyny mówi nam, co mamy wybrać, a czego nie, i jeśli jakaś rzecz mi się nie podoba, nikt mnie nie zmusi, żeby mi się spodobała.

Lecz co z przypadkiem, gdy jakaś rzecz podoba mi się, pieści moje oko, ale nie mam odwagi po nią sięgnąć, bo na skutek uprzedzeń, utartych schematów została uznana za przedmiot w złym guście, efekciarski, snobistyczny?

Jakiś czas temu miałam ogromną przyjemność pomagać pewnej osobie w urządzaniu jej salonu. Omówiłyśmy podstawowe meble, kolorystykę bazową i nadszedł czas na kolor kontrastowy. Chodziło o mieszkanie młodej, subtelnej dziewczyny. Zadałam jej pytanie: jaki kolor dodajemy? Jaki jest twój ulubiony kolor? (I zaczęłam się modlić w duchu: Powiedz różowy! Powiedz różowy!). Po chwili wahania, jakby zawstydzona, odpowiedziała: Nie uwierzysz, ale różowy… Hurrra! To wspaniały kolor! Kiedy chcecie go umieszczać w waszych domach, jeśli nie w młodości? Gdy zamieszkacie z mężem i gromadką dzieci? (swoją drogą, Gosia, pozdrawiam cię serdecznie i tęsknię za twoim mieszkaniem).

O nowe spojrzenie na skórzane fotele walczyła ostatnio Kasia z Home Glamour Now. Bardzo mi się podoba bezpretensjonalność, z jaką Ven z Some place nice podkreśla zawsze, że lubi domy na bogato!

To jest mój punkt widzenia. Każdy ma prawo do innego. Chciałabym usłyszeć wasze zdanie. Dzisiaj, w Międzynarodowy Dzień Wychodzenia z Szafy witam radośnie tych, którzy mają ochotę wyznać: od zawsze szalałam na punkcie złotych dodatków. Tym, co jest dla mnie najważniejsze, jest to, by przełamać stereotypy i podążając za swoimi upodobaniami, kierować się w stronę rzeczy gustownych, estetycznych.

Mam na imię Luiza. Podoba mi się pled Hermesa z dużym H.

coming out


Zdjęcia oznaczone moim logo zostały wykonane przeze mnie i wraz z publikowanymi przeze mnie tekstami są chronione prawami autorskimi.

– Jest mi miło, że czytasz mojego bloga.

Zaproś swoich znajomych, lubię gości! –