Zawładnęło mną świąteczne lenistwo. Choć założyłam sobie ambitny plan, ostatecznie uległam pokusie i wybrałam slow christmas. Postanowiłam skupić się na tym, co niezbędne i właśnie odkrywam prawdziwe uroki wolnego czasu.

Piszę do Was w piżamie, przegryzając ulubione potrawy. W przerwach poprawiam sobie humor czekoladkami Lindt, których całkiem spory zasób topnieje szybciej, niż bym chciała. Wybaczcie mi więc, że nie zaskoczę was dzisiaj żadną nadzwyczajnie energetyzującą treścią. Być może duża liczba zdjęć jakoś wam to wynagrodzi. Pozostaje mi mieć nadzieję, że w przyszłym roku posłużą wam jako inspiracja.

Zamierzałam przygotować wam przedświąteczny cykl, ostatecznie skończyło się na dwóch wpisach. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe.

Jeśli chodzi o wnętrza i świąteczną aranżację, udało mi się oprzeć całość na motywie granatowego koloru. Kojarzy mi się z elegancją i, jak sądzę, poskramia co nieco moją tendencję do przesady. Po raz kolejny przystroiłam sztuczne drzewko. Nic nie dorówna żywej choince, brakuje mi jej zapachu i gęstych gałązek, ale przecież chodzi tylko o symbol. Ważne, co wokół niej. Pod nią też dużo się zmieści. No i właśnie ocaliłam drugie żywe drzewko.

Chciałam napisać wcześniej, ale jakiś okropny wirus zaatakował bloga i przez niemal dwa dni strona nie działała. Może to znak, żeby zaglądać tu częściej…

A jak wasze świąteczne lenistwo? Bierze górę? Odpoczywacie? Niespiesznie i leniwie? Pozwalacie, żeby czas przeciekał wam przez palce? Jeśli macie ochotę polenić się ze mną, zapraszam was do mojego granatowo-świątecznego wnętrza.