Cyceron powiedział: “Jeśli masz ogród i bibliotekę, masz wszystko, czego potrzebujesz”. Ogród zaczęłam zakładać rok po wprowadzeniu się do nowego domu, na biblioteczkę musiałam poczekać kilka lat. Moja biblioteczka w stylu hamptons za chwilę będzie obchodzić swoje trzecie urodziny.
Wzięło mnie na jesienne wspominki, a ponieważ dawno nie pisałam o hamptons, teraz, kiedy lato coraz dalej, gdy nie wiadomo, kiedy znowu ujrzę morze, warto wrócić do klimatów z Long Island przefiltrowanych przez moje subiektywne wybory.
Odkąd pamiętam, biblioteczka była najważniejszym meblem w moim domu. Najpierw w małym mieszkaniu, w którym mój tata zrobił regał na całą ścianę, gdzie znalazły miejsce, od podłogi do sufitu, wszystkie książki moich rodziców. Gdy przeprowadziliśmy się do domu na wieś, pierwszym meblem, oprócz stołu i foteli, jaki stanął w dużym pokoju, był kolejny regał na książki, dużo większy, z jasnych desek, biegnący, wokół okien, od jednej ściany do drugiej. Parę lat później podobny regał, dużo mniejszy, stanął w moim pokoju, gdzie z zapałem licealistki wstawiałam kolejne książki kupowane za kieszonkowe.
We własnym, dorosłym domu, musiałam trochę poczekać na biblioteczkę z prawdziwego zdarzenia. Książki trzymałam to tu, to tam, a w większości czekały cierpliwie na swój czas w domu moich rodziców. Kiedy w końcu usiadłam do tematu, okazało się, że wymaga on solidnego przygotowania. Zaczęłam – oczywiście – od inspiracji.

W morzu inspiracji ta urzekła mnie najbardziej. Przewija się w wielu miejscach w internecie, a jest realizacją firmy SERRAO CABINETS & DESIGN, włoskich rzemieślników tworzących na rynku amerykański.
Ambitnie. Jak zwykle tym, co najmocniej sprowadzało mnie na ziemię, był budżet. Stolarze wycenili mi taki regał na ok. 8. tys z mdf-u i ok. 4,5 tys. z płyty wiórowej. Żadna z tych ofert nie odpowiadała moim oczekiwaniom (zły stosunek ceny do jakości). Z pomocą przybyły mi towarzyszki wnętrzarskiego niepokoju z Forum Muratora. Temat biblioteczki okazał się niezwykle gorący.
Znana wam już Barbe Cue zasugerowała mi zabudowę z modułów Billy IKEA i na zachętę pokazał swoją imponującą bibliotekę! (może się nią tu pochwali, a jest czym). Wtedy, na tamtym etapie, hackowanie mebli IKEA wydawało mi się zbyt karkołomnym przedsięwzięciem. Nie miałam pojęcia, jak się za to zabrać. Wymyśliłam, że poproszę o pomoc ekipę zajmującą się montażem w IKEA, ale oni zasugerowali mi, że gęstość elementów w tych meblach jest wciąż redukowana w ramach cięcia kosztów, przez co ikeowskie moduły coraz słabiej nadają się do przeróbek. Z pobieżnych obliczeń wychodziło mi, że całość powinna wynieść ok. 2 tys. (meble + elementy dodatkowe: korony, listwy itp.). Nie miałam odwagi. Poza tym wciąż marzyło mi się żywe drewno.
Postanowiłam szukać dalej wśród stolarzy ogłaszających się w internecie. To, co mi się podobało, nie chciało zejść poniżej 6 tys. zł i było wciąż poza budżetem. Burza mózgów na FM trwała i wtedy Diana z Diana Art rzuciła: “A może Seart? Seria Mexico?”. I nagle olśnienie! Dlaczego ja wcześniej o nich nie pomyślałam? Seart! Przecież tam kupiłam pierwszy mebel do nowego domu, a mianowicie najprostsze na świecie łóżko, które miewa się dobrze aż do dzisiaj!
Poleciałam przeszukiwać internetowe zasoby. Seria Mexico (dzisiaj już prawie wycofana) okazała się być bliska ideałowi: drewno, świetna cena, tylko brak pełnego białego koloru, trochę za mała wysokość, trochę za mała szerokość. Chwyciłam za telefon zachęcona informacją o możliwości wprowadzania zmian do standardowych mebli. Rozmowa była rzeczowa i konstruktywna! Doradzono mi, żeby zamiast zamawiać regał z nadstawką, powiększyć pudło do potrzebnych wymiarów, czyli do szerokości 200 cm i wysokości 220 cm. Były to jednocześnie moje wymiary graniczne, nic większego nie zmieściłoby mi się w drzwiach, bo mebel miał być przywieziony w stanie zmontowanym. Mogłam wybrać wyższy cokół i rodzaj korony, niestety, wymarzone dodatkowe zdobienia musiały stać się moim zadaniem bojowym, podobnie jak i pełny biały kolor. Złożyłam zamówienie i zaczęłam się psychicznie przygotowywać na wielkie malowanie z podrasowaniem.
Chciałam, żeby mebel wyglądał możliwie jak najlepiej, a zawłaszcza żeby farba przypominała do złudzenia fabryczną. Zdecydowałam się na Benjamina Moore’a. Listwy frezowane do ozdobienia boków i kwadratowe sama-nie-wiem-co, z których chciałam zrobić zwieńczenia, kupiłam w lokalnym sklepie z drewnianymi surowcami. Zbliżał się dzień dostawy. Bałam się, bo w Seart zastrzegli, że dostawa nie obejmuje wniesienia. Kto mi wtacha drewnianego wielkoluda?! Obawy okazały się zbyteczne. Kurierzy dzielnie wnieśli mi biblioteczkę do pokoju i to była mrożąca krew w żyłach akcja, bo w pewnym momencie dwumetrowy gigant przechylił się niebezpiecznie na jedną stronę. Nie zapomnę tego widoku! Na szczęście panowie złapali równowagę, mebel przecisnął się z milimetrowym zapasem przez drzwi tarasowe i stanął przy ścianie. Dom wypełnił upojny zapach drewna!

W jesiennym słońcu, nowy i pachnący regał Mexico firmy Seart

Tak była oryginalnie wykończona krawędź mebla. Nakleiłam na nią frezowaną bardzo cienką listewkę ,zwieńczoną na górze i dole drewnianymi kwadracikami “sama-nie-wiem-co-to”

“Sama-nie-wiem-co”, które posłużyły mi do ozdobienia zwieńczeń.

Tak wyglądała krawędź po naklejeniu ozdobników.
Kolejne dni upłynęły mi pod znakiem walki z pędzlem i farbą. Równomierne położenie kolejnych warstw w zakamarkach i frezowaniach wymagał anielskiej cierpliwości, ale miałam ją! Miałam jej nawet na tyle, by parę razy, między nakładaniem kolejnych warstw, przetrzeć powierzchnię papierem ściernym. Nieoceniony okazał się pędzel-szpachelka z gąbki. Farba rozprowadzała się z nim jak masło. Po trzech dniach biblioteczka w stylu hamptons stała się moją własnością! Koszt mebla z transportem i farbą wyniósł ok. 2,5 tys. zł.

Surowe drewno piło podkład jak zbłąkany, który znalazł oazę na Saharze!

Po trzech dniach na biblioteczce stanęły książki i nareszcie mogłam zacząć myśleć o sprowadzeniu reszty z rodzinnego domu.
Nie wiem, czy trzy lata to dużo czy mało, w każdym razie od tamtej pory oferta na rynku zmieniła się diametralnie. Coś, do czego kiedyś trzeba było dotrzeć pokonując całe pasmo przeszkód i wyzwań, dzisiaj jest na wyciągnięcie ręki (lub prawie). Choćby właśnie taki regał! Przygotowując ten wpis usiłowałam znaleźć na stronach Seart regał Mexico, który posłużył mi za materiał do przeróbki, lecz nie ma go już w ofercie. Jest za to regał Charlotte, ze zdobieniami! Z pełnym białym kolorem! Niemal w tych samych wymiarach za właściwie tę samą cenę, bez konieczności malowania i kombinowania. Regałów i biblioteczek z tej serii jest znacznie więcej, ale ten właśnie wybrałabym z moim budżetem. 100% drewna, a koszt porównywalny do Billego po hackerskich działaniach!

Regał Charlotte firmy Seart.
Mam nadzieję, że przebrnęliście przez moje dzisiejsze gawędziarstwo! Na zakończenie jeszcze tylko parę słów na temat żółknięcia sosny, czego obawiałam się od samego początku. Farbę nakładałam na podkład BM. Regał był zupełnie surowy, bez jakiejkolwiek powłoki malarskiej. Po jakimś czasie, w paru miejscach, dokładnie na sękach (lecz nie na wszystkich), pojawiły się lekkie żółte plamy, ale do zniesienia. Noszę się z zamiarem zamalowania ich, ale nie mam pojęcia, kiedy się za to zabiorę, zwłaszcza że ta wada nie bardzo mi przeszkadza. Poza tym farba zachowała swój piękny biały kolor, nie utleniła się, nie starła, nie odpryskuje.
Mam bibliotekę i ogród. Mam wszystko, czego potrzebuję.
Biblioteczka w stylu hamptons

Dzisiaj moja biblioteczka w stylu hamptons zaczyna robić się już ciasna, ale jest jeszcze trochę miejsca na kolejne książki.

Boki były już fabrycznie ozdobione płycinami.

Plecy są wykonane w 100% z drewna. W meblu nie ma ani grama mdf-u, ani grama płyty wiórowej. Deszczułki kurczą się w zimie, w sezonie grzewczym, dlatego musiałam je domalować. Latem, kiedy wilgoć w domu rośnie, znowu się rozszerzają, ale ta ich mobilność w żaden sposób nie szkodzi meblowi i jego wyglądowi.
Zdjęcia oznaczone moim logo zostały wykonane przeze mnie i wraz z publikowanymi przeze mnie tekstami są chronione prawami autorskimi.
– Jest mi miło, że czytasz mojego bloga.
Zaproś swoich znajomych, lubię gości! –
Share the post "Biblioteczka w stylu hamptons, czyli jak spełnić marzenie"