Moja biała kuchnia powstaje powoli. Tempo tej realizacji determinuje czas i budżet. Naprawdę? A gdzie upór, praca i inspiracje? Melduję posłusznie, że wszystko na swoim miejscu!
Jeśli pamiętacie, na początku były tu meble odkupione od kogoś, kto remontował kuchnię. Stały u mnie dość długo i dzielnie pełniły funkcję kuchni. W końcu postanowiłam powoli wstawiać tu meble docelowe. Powoli, ponieważ nie mogłam sobie pozwolić na pełną realizację za jednym zamachem. Trochę z tego powodu wpadłam w ciąg niekończących się poprawek, ale to też ma swój urok. Raz na jakiś czas mam nowy mały powód do radości.
Właśnie całkiem niedawno udało mi się odsprzedać część tych prowizorycznych mebli, które tym samym znalazły już trzeciego właściciela i na pewno jeszcze posłużą. Ja natomiast znalazłam fundusze na kolejny mebel: coś z pozoru zupełnie banalnego, co jednak sprawiło mi zaskakująco dużą radość wynikającą w dużej mierze z funkcjonalności tego nowego nabytku.
Zobaczcie, jak wyglądały tamte stare szafki, i na co je wymieniłam (czyli: znajdź 10 różnic albo po prostu jedną):



Zwykły kredens. Wysoka szafka z ikeowskiej serii Metod, o wymiarach 80x 200 cm i głębokości 40 cm. Nie mam tam w środku żadnych szuflad ani systemów przechowywania. Kilka zwykłych półek, które trochę mi przypominają spiżarkę.
Wnętrzności pokażę wam za jakiś czas, gdy wszystko tam zagospodaruję, jak bym chciała, tymczasem pomyślałam, że warto zameldować się z najnowszym etapem postępów.

Biała kuchnia coraz bardziej nabiera wyrazu. Na pewno dużo uroku dodały jej nowe uchwyty. Dotychczasowe złote, które pomalowałam sama farbą w sprayu, zastąpiłam eleganckimi uchwytami z polskiej firmy Nomet. To niesamowite! Jeśli cofniecie się do mojego wpisu sprzed dokładnie trzech lat (Apetyt na złoto), łatwiej uzmysłowicie sobie, że znalezienie w Polsce tego typu dodatków do mebli jeszcze jakiś czas temu było kompletnie nierealne!

Te uchwyty firma Nomet wykonała jako partię próbną. Poprosiłam ich o to po tym, jak zobaczyłam ich ofertę na zeszłorocznych targach Warsaw Home Design w Nadarzynie. Dzisiaj naprawdę możemy dopełniać projekty wnętrz najwymyślniejszymi akcesoriami, nie jesteśmy skazani na granie kilkoma modelami na krzyż, a jeszcze niedawno tak przecież było!


Czego jeszcze brakuje w mojej kuchni? Na pewno szczegółów. A to płyty maskującej, a to blendy, a to wypełnienia dziwnych, niezagospodarowanych i niestandardowych luk między meblami.
Po drugie oświetlenie. Lampy wiszące nad namiastką wyspy są tylko tymczasowe. Czekam na dostawę tych docelowych z ogromną niecierpliwością. W oświetleniu także dokonał się niesamowity postęp przez kilka lat i, co najważniejsze, rozwijają się nasze polskie firmy!
Znacie markę Kutek Mood? To polska firma oferująca lampy wykonane z prawdziwego mosiądzu, dostępne w różnych wykończeniach (nikiel, lakierowany mosiądz, czarny kolor). Gama ich produktów obejmuje modele bardzo klasyczne, nawiązujące mocno do stylistyki Art Deco, ale także bardzo świeże i nowoczesne linie, a nawet lampy, które idealnie wpasują się w styl glamour.
Uchylę rąbka tajemnicy i pokażę wam, co już niedługo zawiśnie nad moją wyspą.

Jak do tej pory, wizja gotowej kuchni jawi mi się mniej więcej w ten sposób: dużo bieli, złote dodatki i niebieskie akcenty:

Jak wam się podoba? A jeśli chodzi o samą wyspę, ona również czeka na mnie. Postanowiłam ją samodzielnie wykończyć, ale już taka, prowizoryczna, stała się moim ulubionym meblem (zaaranżowałam ją ze starych szafek z szufladami). Świetnie się przy niej gotuje i rozmawia z gośćmi. Przy okazji: już prawie rok urzęduję w kuchni na drewnianej podłodze Citydesign, kolor Palermo (nigdy nie byłam w Palermo!!!). Nic się z tą podłogą nie dzieje! Naprawdę, gres w kuchni to nie jest jedyny wybór.

I jeszcze na koniec parę widoczków dla nacieszenia oka:



Zdjęcia oznaczone moim logo zostały wykonane przeze mnie i wraz z publikowanymi przeze mnie tekstami są chronione prawami autorskimi.
– Jest mi miło, że czytasz mojego bloga.
Zaproś swoich znajomych, lubię gości! –